O ile wybuchu wojny z Niemcami obawiano się w Polsce niemal przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego, to momentem przełomowym wydaje się konferencja monachijska (29-30 września 1938 roku). To wtedy najsilniejsze państwa Europy – Francja, Niemcy, Wielka Brytania i Włochy – ponad innym krajami, a szczególnie przy nieobecności Czechosłowacji, przesądziły o rozbiorze tego ostatniego kraju. Miało to być ostatnie ustępstwo państw zachodnich w stosunku do Hitlera, który zajmując Kraj Sudetów, zjednoczył wszystkie obszary zwarcie zamieszkałe przez ludność niemiecką.
Mocarstwa zachodnie za cenę iluzorycznego pokoju pokazały swoją słabość, dając sygnał, że III Rzesza może sobie pozwolić na znacznie więcej. Rząd w Warszawie również zachował się dwuznacznie, zmuszając rzuconą na kolana Czechosłowację do uznania polskich pretensji do Zaolzia. Tymczasem Niemcy, zaspokoiwszy swoje żądania wobec południowych sąsiadów, zwrócili swój wzrok na zachód – w stronę Warszawy i Wolnego Miasta Gdańska. Rozpoczęła się gra o Polskę…
Niemal miesiąc później, 24 października, w Berchtesgaden w Bawarii miało miejsce spotkanie między ministrem spraw zagranicznych III Rzeszy Joachimem von Ribbentropem a polskim ambasadorem w Berlinie Józefem Lipskim. Tam, ku zaskoczeniu polskiego dyplomaty, padły oficjalnie niemieckie żądania w stosunku do Polski, a mianowicie włączenie Wolnego Miasta Gdańska do III Rzeszy oraz budowa eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez polskie Pomorze do Prus. W zamian za to Polska miała zachować wszelkie dotychczasowe uprawnienia w Gdańsku wraz z eksterytorialnym korytarzem do własnego portu w tym mieście. Okres obowiązywania polsko-niemieckiej deklaracji o niestosowaniu przemocy z 1934 roku miał ponadto zostać przedłużony z dziesięciu do dwudziestu pięciu lat, oba zaś kraje gwarantowałyby sobie nienaruszalność granic. Propozycje te miały jednak charakter wtórny. Zasadniczym elementem niemieckiej propozycji było przystąpienie do paktu antykominternowskiego (skierowanemu przeciwko Związkowi Radzieckiemu).
Przyjęcie tego rozwiązania oznaczałoby zmianę kierunku polskiej polityki zagranicznej o sto osiemdziesiąt stopni. II Rzeczpospolita miałaby przystąpić do obozu niemieckiego i jednocześnie dać sygnał, że jej wrogiem jest Związek Radziecki. Takie były intencje Hitlera, który dążąc do supremacji w Europie i budowy imperium, chciał zabezpieczyć się od Wschodu pasem silnych państw sojuszniczych, w którym Polska miała grać kluczową rolę. Bez takiego rozwiązania Niemcy nie mogły rozpocząć wojny z Francją. Tymczasem Polska przez ostatnie lata konsekwentnie dążyła do utrzymania poprawnych stosunków z oboma agresywnymi sąsiadami, jednocześnie opierając się na traktatach sojuszniczych z państwami zachodnimi. Uważano, że jest to jedyna szansa na utrzymanie niedawno odzyskanej niepodległości kraju.
Propozycja Ribbentropa była ziszczeniem się najgorszych snów polskich polityków. Podczas wizyty (6 stycznia 1939 roku) ministra spraw zagranicznych Polski Józefa Becka w Niemczech i rozmowach z Ribbentropem oraz Hitlerem „ofertę” powtórzono. To samo nastąpiło podczas rewizyty Ribbentropa w Polsce (25-27 stycznia 1939 roku). Wszystko wskazywało na to, że Niemcy nie chcą wprawdzie wojny w Polską, ale po zajęciu Austrii i rozbiorze Czechosłowacji dążą do wasalizacji wschodniego sąsiada.
Rozmowy polsko-niemieckie nie wykroczyły poza wspomniany wcześniej format aż do marca 1939 roku, w którym nastąpiło kolejne przyspieszenie. Napiszemy o tym w następnym odcinku serwisu „Droga do wojny”.