Wspomnienia

Wspomnienia kaprala Leona Cieślaka z Kampanii Wrześniowej

Data publikacji: 2012-11-01


Zamieszczone przez: wieslaw-paluchowski

W dniu 25 marca 1939 roku na placu alarmowym 37 pułku piechoty ziemi Łęczyckiej rozległy się syreny na alarm. Żołnierze pospiesznie ubierając się wyszli z koszar w pełnej gotowości bojowej. Nikt nie przeczuwał złowieszczych syren, które zwiastowały konflikt polityczny. Żołnierze w pełnym stanie bojowym ustawili się szeregiem, po kilku minutach wyniesiono sztandar pułkowy. W głębokiej ciszy dowódcy meldowali bojowość żołnierzy. Po zdaniu raportu, dowódca pułku wyjaśnił cel alarmu. Żołnierze w napięciu słuchali przemowy dowódcy. Szczególne wrażenie wywarły na żołnierzach słowa:
"Żołnierze piechoty królowej bitew,
Tak wyglądają szaro jak pył,
Twardzi i mocni, hardzi i niemi,
Bo żołnierz z ziemi nabiera sił
I wiernym jest szarej ziemi".
Po złożeniu przysięgi kompania 37 pułku udała się na stację skąd wyjechali żołnierze do Wągrowca. Okres mobilizacji zaczął się od dnia 25 lutego 1939 roku i był przygotowaniem terenów obronnych. I oto nastaje dzień, dzień 1 września 1939 roku. Niemiecka armia żelazną lawiną przerwała granice wkraczając na ziemię polską, niszcząc i paląc wsie, miasta. W czasie potyczek z wojskami niemieckimi zostaje zniesiony z pola walki major Henryk Reiman z przestrzelonymi obydwiema nogami. Odwody pułku wycofały się za Bzurę do Puszczy Kampinowskiej. Ja znalazłem się w oddziale dowodzonym przez nieznanego mi porucznika. Przy podejściu do przeprawy nieopodal Wickowic oddział nasz dostaje się pod ogień ciężkich karabinów maszynowych. Leżeliśmy zupełnie znieruchomieni a porucznik nie mógł dłużej zwlekać z przeprawą, ponieważ nadchodziła noc. Zatoczył swym zmęczonych wzrokiem po żołnierzach i po krótkiej chwili rzekł" "trzeba zniszczyć te cekaemy bo inaczej nie przejdziemy rzeki. Kto na ochotnika?" Żołnierze w milczeniu spoglądali jeden na drugiego. Ja nie zastanawiałem się długo, byłem wśród nich najmłodszy, samotny. Nie miałem nic do stracenia. Zadanie było trudne ale i bardzo niebezpieczne. Najmniejszy błąd, nieuwaga mogła kosztować mnie życie. Nie zastanawiałem się długo. Decyzja była szybka i jedna. Pójdę. Za mną niczym cień posuwał się kapral Oszczyk. Więcej nie było chętnych. Rozejrzałem się dokładnie po okolicy. Oddział nasz leżał na małym wzniesieniu, które schodziło do płynącej w dole rzece. Po obu jej brzegach rosły olchy. Niedaleko widać wzgórze, z którego zjadliwie turkotały niemieckie cekaemy. Niepostrzeżenie podczołgaliśmy się do olch i znaleźliśmy się w martwym polu ostrzału. Pociski złowrogo świstały nad nami powodując podświadome przywieranie do ziemi. Po oswojeniu się z nimi podczołgaliśmy się na brzeg i niezauważeni przez nieprzyjaciela przeprawiliśmy się przez rzekę. Ostrożnie wychyliłem głowę za osypiska oglądając i oceniając rozmieszczenia gniazd karabinów maszynowych. Zauważyłem, że jeden z cekaemów strzelał zza stodoły. Drugi umieszczony był za domem mieszkalnym. Odczekałem dłuższą chwilę. Niemcy w dalszym ciągu zawzięcie ostrzeliwali zachodni brzeg rzeki, gdzie porucznik markował ruchy oddziału. Ustaliłem plan działania. Ja miałem posuwać się pierwszy w kierunku cekaemu za stodołą, zaś kapral Oszczyk miał mnie ubezpieczać. Odbezpieczywszy visa począłem powoli z wielką ostrożnością pełznąć w kierunku stodoły. Uczułem przyspieszone bicie serca i dziwny skurcz w gardle. Zacisnąłem usta tłumiąc szybki oddech płuc. Czas mi się dłużył. Miałem wrażenie, że to trwa już długie godziny. Wkrótce przy świtach łodyg rosnących koło stodoły dojrzałem Niemców w odległości zaledwie kilku metrów. Wypuszczali oni krótkie serie na zachodni brzeg nie przypuszczając jakie niebezpieczeństwo im grozi. Drżącą ręką rozchyliłem zarośla. Miałem przed sobą idealną linię celowania. Wstrzymałem oddech. Vis strzęknął trzykrotnie. Wrogi ogień zgasł. Dwóch Niemców utknęło głowami w ziemi. Trzeci zdążył rzucić granat, który wybuchł zaledwie kilka metrów w prawo rozsiewając wokół siebie żądła śmierci. Jeszcze jeden strzał i ostatni z obsługi cekaemu podzielił los swych kolegów. Kierowany jakąś siłą popędziłem w stronę domu. Słyszałem za sobą oddech kaprala Oszczyka. Zaskoczyliśmy Niemców w chwili, kiedy przerwali ogień, nie wiedząc co się dzieję za stodołą. Rozgorączkowany wypuściłem w biegu resztę pocisków. Jeden z pozostałych przy życiu Niemców błyskawicznym ruchem wyciągnął pistolet. Ujrzałem swój kres. Myśli z szybkością błyskawicy przelatywały przez głowę. Na granat było za późno. Odgłos karabinowego wystrzału i widok słaniającego się Niemca przywróciły mi przytomność. To właśnie strzał kaprala Oszczyka ocalił mi życie. Cała akcja odbyła się błyskawicznie i trwała zaledwie sekundy. Dopiero teraz poczułem jak rozluźniają się mięśnie oraz napięte nerwy. Dopiero teraz ugięły mi się nogi. Wszystko to co przed chwilą się działo wydawało mi się w tej chwili nieprawdopodobne, jakbym przeżył sen. Do rzeczywistości przywrócił mnie dopiero głos kaprala Oszczyka. - Droga wolna. Trzeba dać sygnał porucznikowi. Szliśmy przez całą noc. Przed świtem dotarliśmy do Puszczy skąd planowaliśmy iść na Warszawę. Zatrzymaliśmy się w wiosce przy drodze na skraju Puszczy, skąd kontynuowaliśmy dalej marsz. Wtedy szedłem w przedniej straży na czele patrolu. Dostrzegłem niemieckie czołgi. Otworzyłem ogień z kaemów. Koledzy rzucali granaty. Popędziłem w kierunku wiru walki. Nagle poczułem ostre uderzenie w twarz. Pociemniało mi w oczach. Słyszałem jeszcze jakieś dalekie jakby wydobywające się spod ziemi głuche odgłosy detonacji i w tym momencie straciłem przytomność. Kiedy odzyskałem przytomność byłem już w niewoli. Z wielkim trudem wyjąłem osobisty opatrunek celem opatrzenia broczącej krwią rany na twarzy. Spod napuchniętych oczu zauważyłem nadchodzącego niemieckiego żołnierza, który przeklinając w języku niemieckim podszedł do mnie i swym ciężkim żołnierskim buciorem z nienawiścią kopnął mnie w głowę. Zapadłem w powtórne omdlenie.
*********************************************
Jestem dumna, że mogłam rozmawiać z uczestnikiem kampanii wrześniowej kapralem Leonem Cieślakiem, który jest moim najbliższym sąsiadem i przyjacielem. Mieszka w Kutnie i jest obecnie na emeryturze. Posiada wiele odznaczeń wojskowych, państwowych, sportowych. Udzielał niejednokrotnie wywiadu dla Polskiego Radia oraz Polskiej Telewizji. Jest aktywnym członkiem związku Inwalidów Wojennych oraz ZBOWiD.
Dorota Łompieś
**********************************************

Leon Cieślak żył 69 lat, zmarł 17 X 1983 roku, pochowany na cmentarzu parafialnym w Kutnie.


Źródła
Wywiad p. Doroty Łompieś
Autor wspomnienia
Leon Cieślak
Data zebrania

Zebrane przez
Dorota Łompieś