Dzień 18-ty września, gdy do wsi Śladowa wkraczało niemieckie wojsko, kilka samolotów krążyło nad wsią i rzucało ulotki nawołujące żołnierzy polskich, ażeby się zdali do niewoli, nie grozi im żadne nieszczęście i nie stanie im się żadna krzywda. Polskich oddziałów wprawdzie już było mało i zostali już okrążeni, więc nic im nie pozostało innego, tylko się zdać, to też tak zrobili i wraz z rannymi zdało się kilkudziesięciu. Pozostało jeszcze kilkunastu nad Wisłą pod wałem wiślanym i wszyscy bronili się tak, aż wszyscy polegli.
Ja wraz ze swoim kolegą Złobickim i kilkuset innymi nieszczęśnikami zostaliśmy zabrani z osady p. Ciurzyńskich i zostaliśmy pognani nad Wisłę. Jednocześnie Niemcy zrobili sobie z nas żywy wał ochronny przed małą grupką ułanów pułków poznańskich. Ułani, widząc swoich Polaków, nie mogli się bronić. Sieli ogniem po skrzydłach, prawym i lewym, zaś środek linii zastawiony [był] żywym okopem, więc wdzierali się coraz bliżej, aż zostali wszyscy wystrzelani. Wtedy zabrano nas wszystkich i gdy bój już ustał, dano nam łopatki i kazano pochować poległych żołnierzy polskich i pozabijane konie. Mówiono nam, ażeby się pospieszyć, to nas zwolnią. Zaznaczam, że Niemcy byli w czarnym umundurowaniu i czarnych beretach na głowie z trupią główką. Gdy z czołgów powysiadali, to jeden starszy oficer zwołał ich i przez dłuższy czas się naradzali. Gdy się skończyła konferencja, zwołano nas powtórnie i obrewidowano każdego. Co kto posiadał, wszystko nam zabrano. Wtedy oficer niemiecki się odezwał: – Kto z was mówi po niemiecku? Był z nami jeden Niemiec Bucholz, kolonista. Dowódca niemiecki zbliżył się do niego i zwrócił uwagę, że on ma koszulę żołnierza niemieckiego i spytał: – Skąd to masz, ty psie? Tyś zabił Niemca i zabrałeś mu. Nie pomogły żadne tłumaczenia się. Został tak samo potraktowany, jak i Polak. Wtedy wydał rozkaz, żeby nas przepędzono na drugą stronę wału i ustawili nas przy samym brzegu Wisły, wraz z nami wszystkich żołnierzy ciężko rannych. Nie mogących iść o własnej sile, koledzy na ręku ponieśli na miejsce stracenia. Niektórzy żołnierze, ukryci w zaroślach, poczęli wychodzić i Niemcy nie brali ich do niewoli, tylko zabijali na miejscu (zaznaczam, że żołnierze wychodzili z rękami podniesionymi do góry). Na widok takich scen zaczęli wszyscy aresztowani wołać o litość, Niemcy zaś zaczęli się śmiać i wołać: „polskie psy”.
Ustawili nas w dwuszeregu. Na prawym skrzydle stali żołnierze polscy w liczbie około 150-ciu, zaś na lewym stali cywile, od lat 15-stu do 75, także w liczbie około 150-ciu. Był jeszcze jeden mężczyzna, który miał ze sobą synka małego, około 4 letniego. Niemcy zabrali mu go, dziecko zaś zaczęło płakać i wołać do tatusia. Niemcy się rozgniewali na malca i wypędzili do ojca. Nastąpiła egzekucja. Strzelali z trzech karabinów maszynowych z wału wiślanego. Gdy zaczęli strzelać, poczęli żołnierze skakać do Wisły. Ja uczyniłem to samo, tylko z tą różnicą, że od razu wcisnąłem się pod burtę brzegu i stamtąd mogłem dobrze obserwować, co działo się na Wiśle. Żołnierze pływali, a Niemcy strzelali do nich jak do dzikich kaczek, tak że żaden z nich nie uszedł śmierci. Ja siedziałem w wodzie od pierwszej po południu do dziesiątej wieczorem. Gdy wieczorem rzuciła się mgła, mogłem od brzegu odpłynąć cały mokry i trzęsąc się jak liść osiki, i przepłynąłem na drugą stronę Wisły, w ubraniu (zaznaczam, że jestem bardzo dobry pływak). Na drugiej stronie z powrotem Niemcy mnie złapali i przyłączyli do jeńców polskich. Byłem w tym czasie w stanie gorączkowym i chwilowym obłędzie. Nie wiedziałem, co się ze mną dzieje i bałem się wszystkich Niemców. Wieczorem tego samego dnia odsyłano nas do Płońska. W drodze przy pomocy kolegów udało mi się uciec. Dzisiaj czuję się źle, mam reumatyzm i brak mi pamięci.
Jeśliby chodziło o obszerniejsze wiadomości, zawsze służyć mogę pomocą, ale sam tego nie napiszę, mogę tylko całą historię opowiedzieć, gdyż to jest dla mnie strasznie kłopotliwym. Mieszkam w Tułowicach, powiat Sochaczew, gmina Tułowice.
Źródła Instytut Pamięci Narodowej - Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce, Ankiety Sądów Grodzkich, sygn. 44, k. 709 (maszynopis).
Autor wspomnienia Stanisław Klejnowski, mieszkaniec wsi Tułowice, pow. sochaczewski. Data zebrania Wilcze Tułowskie, dn. 28 sierpnia 1945 r. Zebrane przez za zgodność poświadczył dn. 4 grudnia 1945 r. J. Cendecki, Wójt Gminy Tułowice.