Wspomnienia

Wrzesień 1939 roku w Bełchowie

Data publikacji: 2011-11-09


Zamieszczone przez: Jan Czubatka

Dzień 1 września 1939 roku, piątek, dzień jak co dzień, pamiętam, była piękna pogoda. We wsi stacjonowały jednostki naszego wojska. Około południa ojciec przyszedł i oznajmił nam, że jedzie do Skierniewice furmanką, musi zawieź ć do szpitala chorego żołnierza. Uprosiłem ojca, by pozwolił mi ze sobą jechać. Jadąc do Skierniewic, przejeżdżaliśmy obok szkoły. W otwartym oknie stał odbiornik radiowy, z którego usłyszeliśmy komunikat, że dziś o godzinie 445 Niemcy napadli na Polskę. A więc stało się. Rozpoczęła się wojna. Na twarzy ojca widziałem wielki niepokój. Prędko, co koń wyskoczy, jechaliśmy do celu. Po dostarczeniu chorego żołnierza do szpital, nad miastem ukazały się pierwsze samoloty. Ludziom się zdawało, że to nasze samoloty, ale okazało się, że były to samoloty niemieckie. Wróciliśmy do domu już bez żadnych przygód. Wybraliśmy się z ojcem do proboszcza, by zasięgnąć języka. Proboszcz opowiadał o wojnie, jaki może być scenariusz. Wróciliśmy do domu, ojciec powtórzył, co słyszał od księdza. W domu mieliśmy radio na słuchawki. Ale była tylko jedna para słuchawek. Co chwilę ta jedna para słuchawek przechodziła w inne ręce. Na twarzach rodziców było widać wielkie przygnębienie. Zastanawiali się nad tym, jak ta wojna będzie wyglądała, jak ją przeżyjemy. Wspominali przebieg pierwszej wojny światowej, jaki był głód, jak nie było co jeść. Niemcy zabierali całą żywność, a co nie zabrali, to palili.

W niedzielę 3 września 1939 roku, około godziny 17.00, słuchając radia, usłyszałem komunikat: „Ktokolwiek nas słyszy, proszę słuchać uważnie: Dziś Francja i Anglia wypowiedziały wojnę Niemcom. Tę informację prosimy przekazywać każdemu napotkanemu żołnierzowi czy oficerowi”. Apel ten był powtarzany kilka razy. Mieszkaliśmy od stacji kolejowej w odległości jednego kilometra. Wiedziałem, że na tej stacji stoją pociągi z wojskiem. Usłyszany komunikat z radia przekazałem ojcu, a ojciec na to: „Biegnij na stację i powiedz o tym, co słyszałeś z radia, żołnierzom, a jeszcze lepiej jakiemuś oficerowi”. Odwróciłem się na pięcie i co sił biegłem na stację. Napotkanym żołnierzom opowiedziałem zasłyszany komunikat. Patrzę, a obok mnie pełno żołnierzy i oficerów. Następnie zaprowadzono mnie do wyższego oficera i tam znów opowiedziałem, co słyszałem przez radio.

W tym czasie na stacji stały dwa pociągi z wojskiem. Pamiętam, że na jednym z nich były dzieła przeciwlotnicze. W momencie przekazywania informacji nadleciały trzy samoloty i zaczęły ostrzeliwać stojące na stacji transporty wojskowe. Z dział przeciwlotniczych zaczęto strzelać do atakujących samolotów, ale bez skutku. W czasie tej strzelaniny zostało rannych kilku żołnierzy. Jeden z tych samolotów zrzucił duże bomby obok torów kolejowych. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem, jak wyglądają skutki nalotów bombowych. Po kilku dniach dało się zauważyć duże grupy mężczyzn w wieku poborowym zdążających z zachodu w stronę Warszawy. Na pytania miejscowej ludności mówili, że pochodzą z Poznańskiego i Pomorskiego, uciekają przed Niemcami, idą bronić Warszawy. Uciekinierzy ci byli zmęczeni, brudni i głodni. Prosili o wodę i coś do jedzenia. Wrzesień był bardzo upalny. Miejscowe gospodynie gotowały jakieś zupy, do tego chleb i jak mógł, tak pomagały uciekinierom. Kolejne dni przynosiły nowe wieści o nadciągającym froncie. Co raz słychać i widać było samoloty, z których strzelano do ludności cywilnej bez względu na to, gdzie się znajdowała. Widziałem, jak były ostrzeliwane pociągi znajdujące się w biegu. Bombardowane tory były szybko naprawiane przez pracowników kolei. Nie na długo, bo kolejne naloty niweczyły prace już wykonane. Oprócz warkotu samolotu i bombardowań coraz bardziej było słychać strzały armatnie, zbliżał się front. Zaczęły się pojawiać uciekające przed Niemcami jednostki wojskowe. Żołnierze uciekali pieszo, na koniach, na furmankach, rowerach itp. Byli bardzo brudni i zmęczeni. Miejscami gospodarze zaczęli zakopywać do ziemi zboże i inną żywność, by
w ten sposób zabezpieczyć zapasy przed konfiskatą niemiecką. Były informacje, że Niemcy palą całe wsie. Trzeba tu nadmienić, że w tym czasie zabudowania chłopskie były drewniane i kryte słomą. Po kilku dniach, tego nie pamiętam, zobaczyliśmy pierwszą czołówkę niemiecką idącą pieszo. Przed chwilą odeszli stąd nasi żołnierze. Wkrótce usłyszeliśmy strzały. Wywiązała się walka, zginęło trzech naszych żołnierzy, których pochowaliśmy na miejscowym cmentarzu. Następnego dnia wjechały do naszej wioski oddziały wojska niemieckiego. Żołnierze niemieccy nie szli pieszo lecz jechali na czołgach, samochodach, motocyklach. Konie były wiezione również na samochodach, co wprowadziło nas w wielkie zdziwienie. Zachowanie żołnierzy było poprawne, żaden nie wszedł do mieszkania. Zatrzymali się przy studni. Zaczęli się myć, golić i żartować między sobą, a nas pytali, czy tu nie ma polskiego wojska. Cały czas słychać było grzmoty armat i wybuchy bomb. Dochodziły do nas wieści, że nad Bzurą, koło Kutna trwają zaciekłe walki polsko-niemieckie.


Źródła
Bełchów 1939-2009. Obchody 70. rocznicy potyczki wojennej, http://www.belchow1939.republika.pl/index_pliki/Page820.htm#jozef tartanus.
Autor wspomnienia
Józef Tartanus, mieszkaniec wsi Bełchów, który we wrześniu 1939 r. miał 17 lat. Początek wojny w Bełchowie opisał w pamiętniku pt. „Wspomnienia z mojego życia”.
Data zebrania
Skierniewice, dn. 06. 03. 2009r.
Zebrane przez
Jan Czubatka